sobota, 19 kwietnia 2014

One Shot by Gosia Czaplicka "Przeznaczenie" (1 MIEJSCE )


Sprzątanie to nie jest najlepsze zajęcie dla mnie. Jednak mieszkanie prosiło się już o nie od bardzo, bardzo długiego czasu. Nigdy nie lubiłam sprzątać, nie ze względu połamania paznokci czy innych babskich spraw. Podczas sprzątani znajdywało się różne głupoty o których czasami szybko chciało by się zapomnieć. Łzy napływały mi do oczu. Wszystko spowodowała ozdobna kartka, sztywnego, drogiego papieru. Ślubne zaproszenie od najlepszych przyjaciół. Równe trzy tygodnie od ceremonii. Skąd więc te łzy ? Ślubowali sobie miłość aż do śmierci.Tyle,że ta nieproszona przyszła za wcześnie. O wiele za wcześnie. Dwa dni. Tylko tyle dane było cieszyć im się sobą jako małżeństwem. Ten u góry, zabrał do siebie moją najlepszą przyjaciółkę od piaskownicy. Wspólne pierwsze zakochania, pierwsze złamane serca. Pierwszy papieros,pierwszy drink. Wszytko razem. Przyjaźń aż po grób. Tamtego dnia nigdy nie zapomnę. Podekscytowana a zarazem zestresowana. Kręciła się niemiłosiernie, utrudniając fryzjerką zrobienie boskiej fryzury, zapierającej każdemu dech w piersi. Tak było.

-A jak on powie nie ? Co wtedy będzie Lu ?-zaśmiałam się patrząc na jej odbicie w lustrze. Wiązałam gorset jej sukni ślubnej. Zajęcie dla świadkowej. 
-Zrobiłby to pięć lat temu-pociągnęłam delikatnie sznureczki.Para idealna. On nienormalny i ona nienormalna. Dwie połówki przysłowiowych jabłek. W długiej, śnieżnobiałej sukni z drobnymi kamyczkami na gorsecie, wyglądała jak księżniczka. Jej włosy delikatnie spięte a czasami pasmami puszczone luźno na gołe ramiona. Welon wpięty. Delikatny makijaż podkreślający jej delikatną urodę. Uroku dodawał, jej uśmiech. 
-I jak ?-spytała przejeżdżając dłońmi po delikatnym materiale.
-Federico padnie w kościele z wrażenia-zaśmiałam się a Naty dołączyła do mnie po chwili. 

Spojrzałam na zdjęcia stojące w ramkach na komodzie. Ja, Naty, Federico oraz Diego. Podczas sesji w czasie wesela. Piękna pamiątka.Młodzi, szczęśliwi. Na drugim oni. Federico na rękach trzymający malutką kopię swojej żony. Ich pięciomiesięczna córeczka. Moja chrześnica która w tragicznym wypadku straciła mamę. Alba . Odłożyłam pamiątkowe zaproszenie i chwytając kluczyki od auta skierowałam się na podziemny parking, Nagła potrzeba zobaczenia się z Federico. Nawet nie żeby porozmawiać, tylko żeby wiedział,że ma zawsze we mnie oparcie. Zawsze tak jak był dawniej. 


-Jesteś moją przyjaciółką -spytał siadając naprzeciwko mnie w jednej z naszych ulubionych knajpek.
-Dobrze przecież wiesz,że tak-spojrzałam na niego jak na idiotę. 
-Myślisz,że Naty mnie kocha ? Ty chyba znasz ją lepiej.
-Kocha Cię jak wariatka. Federico o co chodzi ?
-Boję się,że mnie zostawi. Przez to,że tak często nie ma mnie w domu, że wyjeżdżam. 
-Federico, ona nie jest taka, kocha Ciebie i zawsze przy Tobie będzie, dobrze o tym wiesz-uśmiechnęłam się grzebiąc w szarlotce.
-Jesteś wspaniałą przyjaciółką Ludmiła.
-Wiem Fede, wiem to. 

Tak dobrze znane podwórko. Nieprzystrzyżona trawa. Zaniedbane kwiatki, która nadawać się będą już tylko do wyrzucenia. W okół domu zero żywej duszy. Światła w nim pogaszone. Wysiadłam z samochodu i kluczem schowanym za żabę otworzyłam sobie drzwi. Z salonu dochodziły ciche dźwięki telewizora. Z każdym krokiem, usłyszeć mogłam głos Federico który ewidentnie do kogoś mówił. Jego słuchaczem była córeczka leżąca u niego na brzuchu. Wspólnie oglądali nagrania z Naty w roli głównej.
-Widzisz kochanie ? To mamusia-nie wiem czym spowodowane były łzy nagromadzone w moich oczach-mamusia Cię kochała,wiesz ? Tatusia też, a mimo tego nas opuściła.
Nie wiem jak długo stałam i przez łzy wpatrywałam się w ten obrazek. Federico tulący do siebie cząstkę Naty. Serce krajało się patrząc na to. Nie wiem co zdradziło moją obecność. Czy spowodowane to było pociągnięciem przeze mnie nosem ? Federico obrócił w moim kierunku twarz. Również płakał. Podejrzewam,że robił to każdej nocy, w każdej możliwej chwili. Jeden dzień w którym był silny, jeden moment. Moment kiedy trumna z jej ciałem spoczęła kilkanaście metrów pod ziemią. 

Ledwo stałam na nogach obserwując przez zamglone oczy wszystko co dzieje się dookoła. Nie upadłam na zabłoconą, cmentarną ziemię tylko i wyłącznie dzięki silnym ramionom Diego. Nie wsłuchiwałam się w słowa księdza, który uważał,że Naty potrzebna jest tam u góry. Do wyższych celów. Federico stał spokojnie przed trumną trzymając w dłoni pojedynczą, białą różę. Zanim stał Maxi trzymając w dłoniach okazały wieniec. Alba spała spokojnie w wózku, nieświadoma tego co się właśnie dzieję. Nie mogłam się wyrwać, kiedy spuszczali trumnę z ciałem w dół. 
-Uspokój się Lu-spokojny szept Diego-uspokój się. 
Dlaczego Federico stoi tak spokojnie. Dlaczego na to wszystko pozwala !

 -Daj mi ją-otarłam łzy i wyciągnęłam ręce żeby wziąć od niego Albe. Podał mi ją. Jego ręce przypominały patyki. Pod oczami miał sińce, a w starym dresie nie wyglądał jak gwiazda szkoły dawno temu-schudłeś-zauważyłam, widząc za bardzo wystające kości policzkowe.Spodnie zsuwały mu się z bioder. Wyglądał jak cień człowieka.
-Wydaje Ci się-burknął otwierając butelkę wody. Alba spała na moich rękach jednak nie długo.Włożyłam ją do łóżeczka z postanowieniem dokarmienia oraz doprowadzenia jej ojca do porządku. Świat mu się zawalił ale ma jeszcze tą małą kruszynkę, dla której musi być silny. Skierowałam się do kuchni mijając po drodze śpiącego Fede na kanapie. Przykryłam go kocem i na palcach udałam się do największego pomieszczenia w domu, kuchni. Z lodówki, o dziwo pełnej wyciągnęłam potrzebne produkty do przygotowania pożywnego kolacji. Zapiekanka szpinakowa, sałatka śródziemnomorska oraz chrupiące grzaneczki. Z radia stojącego na  lodówce leciała po cichu jakaś bliżej nie określona mi muzyka. Nawet nie wiem kiedy na gotowaniu zleciał mi czas, na nie myśleniu o niczym. Kończyłam nakrywać do stołu kiedy do kuchni wszedł Federico.
-Myślałem,że już poszłaś-spojrzał na mnie przecierając oczy-przepraszam,że usnąłem, ostatnio nie śpię w ogóle. 
-Rozumiem Fede, idź się wykąp, za piętnaście minut jedzenie będzie gotowe.
-Zostaniesz ?-spytał
-Jeżeli tylko chcesz-odpowiedziałam. Kiwnął głową i schodami skierował się do łazienki. Jak w zegarku, nie było go równe piętnaście minut. Zszedł odświeżony, ogolony. Stary Federico.Na jego palcu nie dostrzegłam złotego krążka, jednak po chwili zauważyłam łańcuszek schowany pod koszulkę z delikatnym wypukleniem. Wspólnie zasiedliśmy do stołu, do wspólnego posiłku w kompletnej ciszy. Nie przeszkadzało mi to, jemu też chyba nie. 
-Dziękuję Ludmiła to wszystko było pyszne, i dziękuję,że mnie odwiedziłaś-uśmiechnął się lekko odkładając sztućce na pusty talerz.
-Nie musisz, posprzątam i będę się zbierać do domu-podniosłam się zbierając brudne naczynie.
-Lu
-Tak ?
-Zostaniesz ze mną ? Nie chcę kolejnej nocy spędzać sam-podszedł do mnie. Nie mogąc patrzeć na załamaną twarz przyjaciela przylgnęłam do niego całym ciałem, pozwalając by moczył moją bluzkę słonymi łzami żalu. 


3 miesiące później 

-Dlaczego unikasz spotkań z Federico ?-zaśmiał się Diego chodząc obok mnie po sklepie spożywczym.
-Wcale go nie unikam-zaprzeczyłam, oglądając sok pomarańczowy.
-Jasne, ostatnio nie było dnia żebyście się nie widzieli, a teraz co ?-puścił mi oczko i włożył do koszyka dwa jogurty truskawkowe. Co miałam mu powiedzieć ? Że chyba przez to wszystko zakochałam się w Federico ? W mężu mojej zmarłej przyjaciółki ? Tylko ja mogłam być tak głupia by na to pozwolić.
-Fede jest we Włoszech od przedwczoraj-burknęłam dokładając jeszcze dwa bananowe jogurty-a poza tym pomogłam mu się już lekko otrząsnąć z tego wszystkiego. 
-Serio ? Tylko trochę ? Fede znów wrócił do świata żywych-zaśmiał się skręcając na słodycze.
-Wyluzuj, stracił żonę, zaraz po ślubie.
-Pamiętasz co powiedział lekarz ? Naty i tak nie miała przed sobą długiego życia.
-Ale jeszcze jakieś miała, Diego możemy zakończyć ten temat ?
Chłopak kiwnął głową i zaczął pakować słodycze do wózka. Prawda, mimo wszystko miała tylko pół roku życia, ale to zawsze pół roku więcej. Naty miała raka. Złośliwego raka mózgu który powoli wyniszczał jej organizm. To dlatego wtedy zemdlała na ulicy. Kierowca nie zdążył wyhamować. To wtedy odeszła od nas na zawsze, skracając swoje ziemskie cierpienie.

-Ludmiła- przede mną stała Eleanor. Ubrana cała na biało. Uśmiechała się do mnie. Musisz się zaopiekować Federico i małą. Obiecaj,że zrobisz wszystko żeby on znów był szczęśliwy. Że pokochasz go równie mocno jak ja i nigdy nie skrzywdzisz.że wychowasz Albe jak własną córkę.Obiecaj.!
Obudziłam się zlana potem. To sen, tylko i wyłącznie sen. Wszystko byłoby dobrze gdyby z szafki nie spadł wazon który kiedyś dostałam od Navarro. Co to wszystko ma znaczyć ? Głupieje przez te wszystkie tabletki przeciwbólowe zaczynam wariować. Siedząc na łóżku spojrzałam w granatowe niebo. 
-Obiecuję Natalia, zrobię wszystko żeby był szczęśliwy. Żeby oboje byli szczęśliwi.

-------------  



Muzyka nigdy nie będzie odpowiednia. Pogoda nigdy nie będzie sprzyjająca. Kakao nigdy nie będzie ciepłe. Trzecią godzinę siedzę i męczę ten sam temat książki. Zachciało mi się studiować, to teraz trzeba się męczyć na ostatnim już roku. Wymarzony tytuł był już na wyciągnięci ręki, coraz bliżej. Jednak nie potrafiłam skupić się na nauce. Diego tłukł się niemiłosiernie garnkami doprowadzając mnie do białej gorączki. Nie byliśmy parą, a gdzie tam! Ja i on ? Nigdy! Mieszka u mnie najlepszy przyjaciel bo sąsiad go zalał, rozumiecie ? Bo ja nie. Od trzech dni znoszę jego kucharskie eksperymenty, a mój organizm krzyczy głośne STOP! Nie zdziwił mnie więc dym wydostający się z mojej kochanej, skromnej i w uroczym stylu urządzonej kuchni.
-Przykro mi, dziś musi Cię zadowolić pizza ewentualnie jogurt-usiadł ścierając pot z czoła. W fartuchu wyglądał przekomicznie. 
-Mam nadzieję,że otworzyłeś okno żeby przewietrzyć ?-odłożyłam książkę "Psychologia, czyli jak postępować z ludźmi"
-Oczywiście pani psycholog-uśmiechnął się sięgając po pilot. 
Psycholog, zawód idealna dla osoby która nie umie poradzić sobie z własnymi problemami, najlepiej pomaga rozwiązać je innym.  Uwielbiam dzieci i to właśnie im będę pomagać, psycholog dziecięcy. 
-Jutro masz obronę ?-pyta nadal wpatrując się w kolorowy ekran.
-Ymhym- odpowiadam nadal pochłonięta książką. W prawdzie wcale nie muszę powtarzać, to tylko chyba takie zajęcie żeby zbytnio nie myśleć o Federico. 
-Dobra a teraz zamów coś do jedzenia, zgłodniałam-zażądałam i skierowałam się zamknąć okno w kuchni, bo jednak robiło się trochę zimno. Kiedy Dominguez zamawiał posiłek dla naszej dwójki ja prosto z kuchni poszłam otworzyć drzwi do których ktoś dzwonił. Za nimi stał uśmiechnięty posłaniec z bukietem pomarańczowych róż.
-Ludmiła Ferro?
-Tak.
-Proszę tu pokwitować-złożyłam podpis na wskazanym miejscu i odebrałam kwiatki-dziękuję-młodzieniec uśmiechnął się i schodami zbiegł na dół. Zamykając drzwi zaczęłam liczyć aż naliczyłam się 45 róż. Między kilkoma znalazłam ozdobny liścik. Wraz z Albą trzymamy jutro kciuki za ciocię. Mam nadzieję,że niedługo się zobaczymy, tęsknie Federico x  Uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie co oznaczają właśnie tego koloru róże pożądanie, ciekawe tylko czy on zdawał sobie sprawę jak ważny okazał się dla mnie być. 

Wyszłam z uczelni głęboko oddychając. Już z daleka widziałam samochód Diego oraz opierającego się o niego resztę. Może trochę się z nimi podroczę ? Tak to świetny pomysł! Udając smutek schodziłam stopień po stopniu kierując się w stronę trzech aut.
-I jak ?-doleciał rozemocjonowany Dominguez-no mów no !
-Nie obroniłam-szczeki opadły im do ziemi a ja wybuchnęłam głośnym śmiechem,ich miny bezcenne!
-O ty wredna-usłyszałam za sobą jego zachrypnięty głos oraz poczułam ręce na swojej tali-nas tak oszukiwać ?
-Federico !-pisnęłam i odwróciłam się w jego stronę. Nadal trzymał mnie w tali-co Ty tu robisz ?
-Myślałaś,że nie będę świętował sukcesu przyjaciółki ? 
Uśmiechnęłam się, co było chyba wystarczającą odpowiedzią.Pasquarelli oparł swój podbródek na moim ramieniu szczerząc się od ucha do ucha.
-To co balujemy w zaciszu domowym we własnym gronie czy idziemy do jakiegoś klubu-Leon zacierał dłonie.
-Domóweczka- wszyscy oprócz mnie ryknęli chórem. Diego pojechał swoim samochodem wraz z Maxim oraz Cami. Leon pojechał z Marco, Violettą i Francescą, a ja postanowiłam towarzyszyć Federico. Zdziwił mnie brak Alby oraz jej nosidełka w samochodzie. 
-Gdzie mała ?-spytałam zapinając pasy, stęskniłam się za tym maleństwem przez ten tydzień kiedy nie było ich w Buenos Aires.

-Zostawiłem ją na trochę u mamy-przekręcił kluczyk w stacyjce-czas w końcu wziąć się w garść-spojrzał na mnie w lusterku i ruszył za Leonem. Jechaliśmy prawie w ciszy gdyby nie cicho grające radio w tle.Leciała moja ulubiona piosenka wykonywana kilka lat temu przez Federico w programie Y-mix. Uśmiechnęłam się pod nosem, patrząc w okno.Jazdą zrównaliśmy się ze Leonem. Zaczął robić głupie miny siedząc z tyłu na miejscu pasażera. Żeby nie spoglądać na poczynania błazna, odwróciłam głowę opierając ją na zagłówku w stronę kierowcy. Skupiony patrzył na drogę marszcząc lekko czoło. 
-Dokąd jedziemy ?-ewidentnie nie była to jazda do mojego mieszkania.
-Do mnie, ty masz sąsiadów a tam będziemy mieli trochę luzu. 
-Kiedy wracasz do mamy do Włoszech ?
-Nie szybko, chce trochę ogarnąć siebie samego, a potem przywieźć małą. Jeżeli oczywiście chcesz możesz ze mną jechać w weekend do niej-uśmiechnął się nadal patrząc na drogę.
-Jasne, a tak w ogóle dziękuje za kwiatki, są śliczne, nie musiałeś-przypomniałam sobie i różach stojących na parapecie w mojej sypialni.
-Nie przesadzaj, to drobiazg-może dla Ciebie drobiazg,ale dla mnie coś więcej Federico. 

Oparta o balustradę na balkonie wpatrywałam się w granatowe niebo, pozbawione tej nocy gwiazd. Zimne powietrze dobrze robił na mój organizm w którym krążył alkohol. Z głębi domu leciała muzyka a oblewanie mojej obrony zamieniło się w gruby melanż. Alkohol lał się strumieniami, parkiet na środku salonu oblegany przez amatorskich tancerzy.
-Masz dość ?-obok mnie stanął Federico. Zaczerpnęłam powietrza które zmieszało się z jego perfumami.
-Nie, tak tylko chciałam odetchnąć świeżym powietrzem-skłamałam.
-Dzieje się coś ?-uważnie mi się przyjrzał pociągając ostatni raz, pokręciłam przecząco głową z uśmiechem przyklejonym do twarzy-chyba nie odmówisz mi tańca-wyciągnął w moim kierunku dłoń. Ujęłam jego dłoń i dałam się poprowadzić na środek jego salonu który zastępował parkiet. Jak na złość Dj Ponte puścił wolną muzykę i sam oddał się w taniec ze swoją wybranką. Zarzuciłam Federico ręce na szyję i wtuliłam się w jego klatkę piersiową a on trzymał mnie w mocnym uścisku. Głowę schował w moich włosach nucąc cicho słowa lecącej piosenki. Było mi tak dobrze,szkoda tylko,że do czasu. 
-Odbijany ?-ni stąd ni zowąd wyrósł przed nami Diego. Nawet nie usłyszałam kiedy zmieniła się piosenka. Federico z westchnieniem oddał mnie w ręce szatyna i oddalił się w stronę stoliczka z alkoholem. 
-Wyglądaliście tak słodko-zaśmiał się Diego obracając mnie w prawo-musiałem to zrobić, inaczej skończylibyście tam u góry-zaśmiał się i przyciągnął mnie siebie łapiąc jedną ręką u dole pleców i odchylając mnie do tyłu. Przysięgam dosypię mu czegoś do jedzenia.
Taniec z Diego, później kolejka i kolejne wygłupy już razem ze wszystkimi. Do końca ani razu nie znalazłam się już w ramionach Federico, zostało mi tylko ukradkowe spojrzenia w jego kierunku oraz przyłapywanie go na tym samym.
Obudziłam się pomieszczeniu które na pewno nie było moją sypialnią. Duże łóżko, biało turkusowe ściany, pusta toaletka oraz duże podwójne drzwi. Sypialnia Federico i Naty. Dokładnie znam każdy kąt tego pokoju, sama pomagałam dziewczynie wybrać wszystko do niego.W łóżku nie było nikogo oprócz mnie, w ogóle nie pamiętam jak się tu znalazłam. Podniosłam się do pozycji siedzącej podnosząc kołdrę do góry, nadal byłam we wczorajszym nie do końca skompletowanym ubraniu. Brakowało tylko marynarki którą sama ściągnęłam. Podniosłam się z łóżka. Zeszłam po schodach do salonu w którym panował idealny porządek, zegarek wskazywał parę minut po dwunastej. Oparłam się o futryny kuchni i tak jak Federico kiedyś obserwował mnie krzątającą się po kuchni, zrobiłam to samo. Podrzucał właśnie naleśnika na patelni który jednak spadł prosto na podłogę pod jego stopy. Federico syknął kiedy rozżarzona patelnia dotknęła jego dłoni i również upadła na podłogę robiąc przy tym hałas.
-Cholera- zaklną pod nosem. Doskoczyłam do niego i natychmiastowo wsadziłam dłoń pod zimną wodę. Stał i patrzył na mnie jak na zjawisko. Zapewne wyglądam jak tysiąc nieszczęść. Zakręciłam wodę i pociągnęłam go w stronę krzesła. Usiadł nadal patrząc na mnie, sięgnęłam po apteczkę. Wyjęłam z niej krem na oparzenia i obrzęki, gazik i bandaż.
-Co ja bym bez Ciebie zrobił ?-spytał kiedy kończyłam jak najdelikatniej zawijać jego dłoń.
-Zapewne stałbyś i zwijał się z bólu, gotowe-spojrzałam na swoje dzieło.
-Dziękuję. Dziękuję za wszystko Ludmiła.
-Nie musisz Fede. Pójdę się ogarnąć i wracam do domu- przeczesałam dłonią włosy. 
-Tak myślałem...że może chcesz jechać ze mną do Włoszech ? Jest weekend, wrócilibyśmy we wtorek.
-Myślę,że to bardzo dobry pomysł-uśmiechnęłam się lekko-ale wcześniej pojedziemy do mnie. Zjedliśmy usmażone wcześniej naleśniki, Federico naszykował sobie świeże ciuchy i pojechaliśmy do siebie. Oczywiście nie obyło się bez obgadania przez dwie starsze sąsiadki tego,że kolejnego gacha sprowadzam sobie pod dach, że wstydu nie mam i tak dalej. Z mieszkania dochodziły odgłosy telewizora, zapewne Diego znów oglądał programy kulinarne. Tak też właśnie było,siedział na kanapie z kubełkiem lodów truskawkowych i oglądał coś po niemiecku. Nawet nie zauważył kiedy we dwójkę weszliśmy do salonu.
-Poczekaj, za pięć minut wracam-szepnęłam do Federico i poleciałam do swojego pokoju się spakować. Włożyłam cztery komplety czystej bielizny, trzy pary spodni, cztery bluzki, piżamę oraz jakąś cieplejszą bluzę. Na siebie narzuciłam skórę oraz zmieniłam baleriny na trampki. Z łazienki wzięłam jeszcze kosmetyczkę i byłam gotowa do drogi. Z mała walizką stanęłam koło kanapy.
-Diego wrócę w poniedziałek i mieszkanie ma być całe, jasne ?-kiwnął głową i machnął na mnie dłonią wgapiając się dalej w telewizor. Fede wziął ode mnie bagaż i skierowaliśmy się do samochodu znów mijając starsze panie. 
-Pojedziemy jeszcze w jedno miejsce ?-spytał kiedy siedzieliśmy w aucie. Kiwnęłam głową na tak, co oznaczało zgodę. Nie podejrzałam,że tym miejscem będzie cmentarz. Stoimy właśnie ramię w ramię przed pięknym nagrobkiem Naty. 
-Wiesz kochanie, staram się pozbierać po Twoim odejściu i nie było by to możliwe gdyby nie Ludmiła-co on w ogóle mówi ?-pamiętasz jak mi się śniłaś ? Chyba spełniło się to o co mnie prosiłaś-sięga po moją dłoń którą ujmuje i przybliża do swoich ust, składa na niej delikatny pocałunek a moje serducho wariuje-chce żeby właśnie Ludmiła była tą z którą dane będzie spędzić mi resztę życia i wiem,że Ty chcesz dla mnie tego samego. 
Trzymajcie mnie bo zaraz zemdleję. Umrę chyba.
-Ludmiła kocham Cię-staje twarzą w twarz ze mną-i wybacz,że w takim miejscu ale chciałem żeby ona też była przy tym obecna. I choćbyś Ty nie czuła nic do mnie. Poczekam, mogę czekać aż do śmierci. 
-Nie potrzebnie Fede, bo ja też Cię kocham-przybliżyłam się do niego i musnęłam jego wargi. Pierwszy raz w życiu byłam czegokolwiek pewna. Że kocham Federico Pasquarelli.

Dojechaliśmy na lotnisko, a wczesnym wieczorem dolecieliśmy do Włoszech. Federico jak na dżentelmena przystało otworzył drzwi,wcześniej wyciągając nasze bagaże. Z torbą zawieszoną na ramieniu oraz moją małą walizką trzymając się za dłonie doszliśmy do drzwi które automatycznie się otworzyły.  Stanęła przed nami jego mama w fartuchu. Widziałam ją już kilka razy.
-Federico-ucałowała go w dwa policzki-witaj Ludmiła-pamiętała mnie.
-Dzień Dobry-uśmiechnęłam się delikatnie puszczając dłoń jej syna. Wpuściła nas do środka skąd dochodziły rozmaite zapachy. 

-Tak czułam,że przyjedziesz. Upiekłam szarlotkę,mam nadzieję,że lubisz Ludmiło-spojrzała w moją stronę.
-Uwielbiam.
-Mamo gdzie jest mała ? Chcielibyśmy się z nią przywitać.
-Jest u góry, czyli jesteście razem synku ?-spytała otwarcie patrząc co chwilę na mnie. Moje poliki przybrały zapewne rumiany kolor gdyż piekły niesamowicie.
-Jesteśmy-skwitował krótko Fede łapiąc mnie za dłoń.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę synku,no idźcie po małą i zejdźcie na obiad.
Uśmiechając się weszliśmy po schodach do dawnego pokoju Federico.
-Witaj w rodzinie Ludmiła-Federico musnął delikatnie moje usta-kocham Cię.
-Ja Ciebie też.

Leżałam z głową na nogach Fede w salonie państwa Pasquarelli. Julie już dawno spała, nakarmiona i wykąpana.  
-Kocham Cię- szepnął bawiąc się moimi włosami. Mruknęłam w odpowiedzi a on się cicho zaśmiał żeby nie obudzić śpiących domowników.

-Tam na cmentarzu mówiłeś,że śniła Ci się El. 
-Bo śniła-odpowiedział nawijając sobie pasmo włosów na palce.
-Mnie też się śniła, myślisz,że to przeznaczenie ?
-Kochanie, my musieliśmy być od dawna sobie pisani-zaśmiał się.
-Federico wiesz co oznaczają pomarańczowe róże ?-spojrzałam na niego.
-Jeżeli pytasz czy Cię pożądam to odpowiedź jest oczywista-nachylił się i pocałował mnie w usta-nawet bardzo. 

9 miesięcy później
Jaka jest możliwość zaliczenie wpadki już przy pierwszym razie z facetem którego się kocha ? Zabezpieczenia swoją drogą ale żeby zawiodły trafiło mi się pierwszy raz. Takiego pecha to mogę mieć tylko i wyłącznie ja. Nie Federico, bo to przecież nie on w męczarniach leży na porodówce i wśród krzyków bólu próbuje wydać na świat owoc naszej miłości. Stoi sobie obok mnie i trzyma za dłoń. Dmucha zimnym powietrzem w twarz po której spływa strużka potu.  
-Jeszcze tylko raz-słyszę głos lekarki. No przecież wiadomo,że Pan Pasquarelli nie pozwolił mi chodzić do mojego lekarza. Nie będę przed nikim innym rozkładać nóg, jak to mądrze stwierdził. Ostatni głośny okrzyk bólu zmieszany zaraz z głośnym płaczem mojego dziecka.
-Może tatuś odetnie pępowina ?-pielęgniarka podała zdenerwowanemu Federico sterylne nożyczki. Pełen obaw jednak idealnie wykonał swoje zadanie.Po chwili pielęgniarka położyła na mojej piersi małą dziewczynkę. Mamy drugą córeczkę.
-Kocham Cię- pogłaskał mnie po włosach i pocałował w czoło-kocham Was-szepnął.
-Możemy nazwać ją Naty ?-spytałam mając nadzieję,że się zgodzi. Chciałam by właśnie nosiła takie imię, bo to dzięki zmarłej przyjaciółce pojawiła się na świecie.
-Naty Ludmiła Paaquarelli. 
Stała i przypatrywała się szczęściu TEJ dwójki. Z uśmiechem na ustach patrzyła na szczęście swojego męża który odnalazł sens życia po jej śmierci.-Naty możemy już iść ?-koło niej zmaterializowała się druga postać ubrana podobnie-wykonałaś swoją misję. 
-Są szczęśliwi. Nic tu po mnie. 
-Teraz My musimy zadbać o swoje szczęście. Oni dadzą sobie radę, zresztą sama widziałaś. Navarro uśmiechnęła się pod nosem i ruszyła w swoją niebiańską podróż. Federico i Ludmiła będą szczęśliwi. Szczęśliwi razem do śmierci. 


Ode mnie - cudny , cudny , cudny i jeszcze raz CUDNY <3
Moim zdaniem w 100 % zasłużył na 1 miejsce ♥

11 komentarzy:

Jeżeli ktokolwiek odwiedza bloga to bardzo proszę aby osoba ta pozostawiła po sobie ślad ,w postaci komentarza ;P
To nic nie kosztuje a może uszczęśliwić pewną osobę ... Mnie <3
Jeżeli chodzi o krytykę to jestem na nią jak najbardziej otwarta :)